Czekaliśmy na lotnisku z lekkim lękiem – trochę bardziej jeszcze ulewny deszcz, trochę więcej piorunów i pewnie wylądowaliby w … Warszawie lub Wrocławiu. Na szczęście ekstremalny deszcz nastąpił już po wylądowaniu. Powitanie było wyjątkowo serdeczne, bo się już znamy. Od rana realizujemy przygotowany program i cieszymy się, że pogoda dopisuje. Warto zobaczyć pierwsze i następne fotki.
Środa minęła na podchodach i nauce pieczenia rogali świętomarcińskich - też można zobaczyć! Czwartek: Brama Poznania, Stary Rynek, ale też sportowe zmagania...
Piątek - spływ Wełną - mało wody na zdjęciach - już nie!, ale biesiadowania już sporo...
Sobota: dzień ostatni, nie było rady... ta wizyta też musiała się skończyć, ale to wszystko co nas połączyło, już nie musi!